środa, 23 lipca 2014

4 - Perfect Plan


   Weekend spędziłam w swoim pokoju czytając książki, które polecił mi Dylan. Udało mi się nawet porozmawiać z nim przez chwilę na Skype. Trwało to zaledwie kilka minut bo wybierał się własnie na domówkę, ale obiecał, że w wolnym czasie zadzwoni ponownie, oraz zapowiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Fascynował mnie ten fakt. Zawsze uwielbiałam jak ktoś szykował coś za moimi plecami, a potem pozytywnie mnie zaskakiwał. W takich momentach jestem zawsze podekscytowana i napełniona pozytywną energią na cały czas oczekiwania. Tym bardziej jeśli chodziło o mojego kuzyna, bo jego niespodzianki były zawsze niesamowite.
   Cały czas myślałam o tym co zamierza oświadczyć mi Dylan i nawet na czytaniu było mi trudno się skupić. Przebrnęłam przez ostatnie trzy strony całkowicie nie pamiętając treści tekstu. Wróciłam z powrotem do początku rozdziału, ale wciąż działo się to samo. Prawdopodobnie zaczęło ogarniać mnie zmęczenie, którego o dziwo wcześniej nie czułam. Stało się to dopiero po położeniu do łóżka, gdzie od razu poczułam odpływa sił, które muszą się jak najszybciej zregenerować bo czeka mnie jutro na prawdę ciężki poniedziałek.

   Następnego dnia rano obudziły mnie krzyki rozchodzące się po całym domu. Starając się je zignorować i zapaść ponownie w sen, położyłam poduszkę na głowę, ale i to nie pomogło, a właściwie prawie się udusiłam bo w pokoju było strasznie gorąco. Tegoroczny wrzesień przejdzie pewnie do historii jako jeden z najcieplejszych. Upał zmusił mnie do wstania z łóżka i otworzenia okna. Gdy tylko świeże powietrze wleciało do pokoju poczułam się zdecydowanie lepiej i nabrałam ochoty na wykonanie wszystkiego co miałam w planach.
   Zaczynając od zjedzenia śniadania, ale ten punkt chyba ominę, bo nie mam ochoty na konfrontację z ojcem i jego lalunią. Pozostało mi więc umycie i ubranie się.
   Poszło mi to sprawniej niż myślałam i już trzydzieści minut później byłam w połowie drogi do szkoły.
   Kiedy miałam przed sobą już tylko trzy ulice do pokonania zauważyłam, że ktoś idzie zaraz za mną, dokładnie w tym samym tempie, co wywnioskowałam słysząc kroki towarzysza.
   Miałam pewne obawy przed tym kto to może być, ale w końcu odwróciłam się i... sama nie wierzyłam swoim oczom.
   - Cześć Charlie - powiedział melodyjnie blondyn.
   - Hej - odrzekłam praktycznie szeptem, dopiero po kilkudziesięciu sekundach, nadal oszołomiona faktem, że śledził mnie Justin. Sam panicz Bieber we własnej osobie. Śledził - to za dużo powiedziane. Może po prostu coś mi się ubzdurało i to zwykły zbieg okoliczności - Czego chcesz?
   W odpowiedzi usłyszałam tylko donośny śmiech. Chłopak podszedł bliżej, kręcąc z rozbawieniem głową.
   - Dlaczego od razu zakładasz, że czegoś chcę? - uniósł pytająco brwi w międzyczasie chowając swoje duże dłonie - na co od razu zwróciłam uwagę - do kieszeni swoich dżinsów.
   - Po prostu tak myślałam - wzruszyłam ramionami, spuszczając wzrok kiedy jego spojrzenie z przyjemnego stało się przenikliwe.
   - Wszyscy ci gratulują to ja też - podrapał się po karku, uprzednio wyjmując jedną dłoń z kieszeni.
   - Dziękuję - skinęłam głową i odwróciłam się, nie zwracając uwagi na to czy ma jeszcze coś do powiedzenia.
   - Będziesz dziś na próbie prawda? - muszę przyznać zaskoczyło mnie to pytanie. Spojrzałam na niego przez ramię, marszcząc brwi bo nie do końca mogłam odczytać jego intencje - O co ja w ogóle pytam. Grasz główną rolę - uśmiechnął się i wymijając mnie dodał tylko - Do zobaczenia - a już chwilę po tym zniknął mi z pola widzenia.
   Nie za bardzo wiedziałam o co chodziło mu z tym ostatnim. Dziś w planie nie mieliśmy żadnych zajęć razem, a na próbie do spektaklu raczej się nie spotkamy bo nie było go na liście osób, które się zakwalifikowały. Pozostało mi tylko czekać na rozwiązanie tej zagadki.

   Po dwóch pierwszych lekcjach i przerwie obiadowej nadszedł moment podjęcia decyzji, a mianowicie pierwsza próba do szkolnego przedstawienia. Szłam korytarzem najwolniej jak mogłam, starając się jak najbardziej wydłużyć czas zanim dokonam wyboru czy zostaję w obsadzie.
   Byłam na sali jako jedna z ostatnich. Część uczniów już ustawiła się na scenie a inni zajmowali miejsca na widowni. Chciałam zrobić to samo, ale Jefferson zdążył mnie zauważyć i machnął do mnie dając mi tym samym znać, że mam do niego podejść. Odłożyłam więc torbę na jeden z wolnych foteli i zrobiłam to o co poprosił profesor.
   Kiedy już koło niego stałam, odwrócił się do mnie przodem i uśmiechnął się szeroko.
   - Miło cię tu widzieć Charlie - położył dłoń na moim ramieniu i delikatnie je ścisnął - Mam nadzieję, że jednak ci się spodoba i z nami zostaniesz.
   Nie odpowiedziałam mu, tylko pokiwałam głową i dołączyłam do reszty uczniów stojących na scenie.
   - Nie mamy jeszcze kompletu, ale możemy zaczynać - klasnął w dłonie Jefferson, dając nam tym samym znak, że powinniśmy się uciszyć i zainteresować tym co ma nam do powiedzenia. Jednak zanim zaczął wyjaśniać co i jak, ktoś wszedł na salę robiąc przy tym okropny hałas. Spojrzenia wszystkich powędrowały w tamtym kierunku i zapewne nie tylko mnie zdziwiło to kogo tam zobaczyłam, choć obiecywał mi nadchodzące spotkanie, wcześniej tego dnia.
   Justin trzymając w rękach dwa ogromne kartony podszedł powoli do nauczyciel, skinął do niego głową i poszedł z wszystkim za kotarę.
   - W porządku, jest dźwiękowiec czyli mamy komplet, możemy zaczynać.
   Tego akurat się nie spodziewałam. Bieber w ekipie? Nie sądziła, że potrafi robić cokolwiek poza komentowaniem stylu bycia innych, a akurat w tym był na prawdę dobry.
   Kiedy wszyscy ochłonęli próba wreszcie się zaczęła. Przez cały czas jej trwania nie dostrzegłam Justina. Chyba nadal siedział z kulisami, więc nie wiem do czego była potrzebna jego obecność. Odegraliśmy najważniejsze sceny i muszę przyznać, że bawiłam się na prawdę dobrze. Jefferson jest świetny jeśli chodzi o dobieranie aktorów do danych postaci, więc może i ja pasuję do grania Hazel. Praktycznie byłam przekonana, lecz wciąż zniechęcał mnie fakt, że będę zmuszona choć w niewielkim stopniu do współpracy z Bieberem, a to na prawdę nie jest przyjemne, bo jest się z góry skazanym na jego pozbawione krzty humoru komentarze.

   Po zakończeniu próby wszyscy oprócz mnie usiedli w fotelach a Jefferson pociągnął mnie za sobą na środek sceny.
   - Mam dla was jedno ważne ogłoszenie, które być może zmieni co nie co, ale zanim to - przerwał i spojrzał na mnie - Charlie, zdecydowałaś już? - zapytał, opierając dłonie na biodrach.
   Na prawdę sama nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale zanim zdążyłam wydobyć z siebie chociaż jedno słowo, ktoś inny złapał mój nadgarstek. Odwróciłam się i ujrzałam znów tą samą postać. Bieber! Co on robi!?
   - Wybacz Josh - rzucił pospiesznie, kiedy znikaliśmy za kotarą.
   - Co ty wyrabiasz? - warknęłam, szarpiąc swoją ręką.
   - Posłuchaj mnie uważnie - zacisnął uścisk na mojej dłoni i spojrzał mi w oczy - Albo współpracujesz, albo cały plan pójdzie w diabli, więc radzę się słuchać.
   Co takiego!?

//\\//\\//\\//\\//\\//\\//\\//\\//\\//\\//\\//\\//\\//\\
Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale jest już dosyć późno a byłam zmuszona dodać ten rozdział jak najszybciej więc oto jest! 
Mam nadzieję, że nie będziecie źli za tą ponad tygodniową przerwę, ale wystąpiły pewne komplikacje zdrowotne i rodzinne, a przez to nie miałam jak zabrać się za rozdział, jednakoż wydaje mi się, że jest on dosyć ciekawy i w końcu zaczyna się coś dziać, ale to zostawiam już do oceny wam, więc zostawiajcie komentarze, na temat tego co sądzicie! xx